piątek, 3 kwietnia 2015

Rozdział 2


                         Leżałam na łóżku Sebastiana zapłakana. Nienawidzę tego dupka. Niszczy mnie i moje życie. A jak... nie, ja nie mogę tak myśleć. To by zniszczyło całkowicie moje życie i moje wszystkie plany na przyszłość... Jeśli by istniała. Nie wiadomo, czy ten skurwysyn mnie prędzej czy później zabije.

                         - Upokorzyłaś mnie! Zapłacisz za to! - usłyszałam krzyki z kuchni
                       Cholera. Coś mają chyba za dużo kasy na swoim koncie, że tak szybko do siebie dzwonią. Hmm... Coś humor mnie nie opuszcza. Dziwne... Moja psychika się uformowała, znaczy.. zdeformowała. Jestem przyzwyczajona, że ktoś mnie tak traktuje... Niestety? Chyba nie, będę mniej zwracała uwagę na to w dalszym życiu, jeśli będę go miała.
                       Weszłam zbulwersowana do kuchni.
                       - A ja? Ile razy mnie upokorzyłeś? Za każdym ciosem tracę swoją wartość! Nie chcę i nigdy, przenigdy nie chciałam być twoją marionetką! Chciałam mieć lepsze życie, a ty mnie kupiłeś i traktujesz mnie jak jakiegoś śmiecia. Ty! Tylko ty! - wskazałam na jego palcem
                       Powiedziałam mu to. Chciałam mu go wygarnąć już miesiąc temu. Ciekawe co mi teraz zrobi.
                       Chłopak pchnął mnie na ścianę i zablokował nadgarstki.
                       - Nigdy nie będziesz tak mówić, suko. - warknął
                       - Nie nazywaj mnie suką! - krzyknęłam i walnęłam go w krocze
                       Gdy chłopak się skulił ja pobiegłam do korytarza i zaczęłam pospiesznie ubierać kurtkę. O kurwa! On się za szybko pozbierał. ON. MA. NÓŻ!
                       Sebastian złapał mnie z tyłu i przyłożył nóż do szyi.
                       - Nie będziesz mi rozkazywać, nigdy. Pamiętaj. Jeden ruch. - wyszeptał i mnie puścił
                       Byłam przerażona i z jednej strony rozwścieczona. Stałam tyłem do niego i zaciskałam pięście. A niech się dowie, co myślę. Prędzej czy później on mnie i tak zabije.
                       - I co? Zabijesz mnie? Trawisz do więzienia i co ci z tego? Będziesz siedzieć w pudle. A wiesz co? Już siedzisz. - powiedziałam i wyciągnęłam telefon z kieszeni, potem wykręciłam numer do policji
                       Sebastian podszedł do mnie i wyrwał mi telefon z ręki. Wyrzucił go przez okno.
                       Powiedziałam za dużo. Dopiero teraz to zrozumiałam.
                       - Nie mów tak, bo inaczej zniszczę ci życie. - wysyczał
                       - Doprawdy? Zniszczyłeś mi życie dawno temu. - odpowiedziałam zbulwersowana 
                       - Dosyć! - chłopak pociągnął się za końcówki włosów po czym poszedł do kuchni 
                       Spróbowałam znów uciec.Usłyszałam jak coś się tłucze. Mnie to nie obchodziło. Ja chcę tylko uciec.  Już przekręcałam klamkę a tu Seba złapał mnie łokciem za szyję a potem poczułam przerażający ból na nadgarstku. Popatrzyłam w prawą stronę, a tam szkło przerywało moją skórę dokładnie w miejscu żyły. 
                       Brunet, gdy już skończył, rzucił mnie na podłogę i po prostu wyszedł.

                       Ranę opatrzyłam sobie godzinę temu, bo właśnie taki czas temu to się stało. Nienawidziłam Sebastiana. Czemu nie mogę się wyprowadzić? Uciec? Odpowiedź jest prosta. Zabiłby mnie. Chyba mam nawet gdzieś podłączone czipy do kurtki i butów. To jest jakiś jeden wielki psychopata. Nawet śledzi moją komórkę. W ogóle to czemu? Przecież on nie ma ze mną nic wspólnego. Co ja mu zrobiłam? No właśnie: nic.
                       Usłyszałam pykanie telefonu. Pewnie Seba, albo... on przecież mnie śledzi, to po co miałby do mnie pisać, a tym bardziej dzwonić?
                     Nie chciałam odbierać, lecz pikanie nie ustępowało. Niechętnie się podniosłam i odebrałam telefon.
                       - Tak, słucham? - próbowałam stłumić płacz
                       - Panna Madison Earth? - usłyszałam męski głos
                       - Tak, to ja... A o co chodzi? - wstałam z łóżka i podeszłam do okna.
                       Przymknęłam oczy, ponieważ oślepiło mnie światło słoneczne. Tak dawno go nie widziałam. Rozkoszowałam się tym widokiem, bo wiedziałam, że później długo będę czekać na taką chwilę. Jak przez mgłę usłyszałam: "Matt", czyli imię mojego starszego, kochanego brata.
                       - Halo? Jest tam pani? - głos po drugiej stronie wybudził mnie z transu
                       - Przepraszam. Może pan powtórzyć? - spytałam lekko speszona
                       - Pani brat został zamordowany.
                       Osłupiałam. Przez chwilę nie oddychałam i powtarzałam w głowie jego słowa. W końcu to do mnie dotarło.
                       Usiadłam na skraju łóżka i wybuchnęłam płaczem. Nie widziałam Matta od ponad pół roku. Kochałam go bardzo mocno. To on się mną zajął po wypadku.
                       
                       -Mamuś, gdzie jedziemy? - spytałam patrząc przez okno i wiercąc się w siodełku 
                       - Zobaczysz, to niespodzianka. - mama uśmiechnęła się do mnie
                       Uśmiechnęłam się i spojrzałam przez okno. Widziałam wiele drzew i różnych dziwnych rzeczy. Odwróciłam się do brata, który w coś grał, potem usłyszałam strzał i trzask.
                       Dalej nic nie pamiętam
                     
                       Otworzyłam oczy i rozejrzałam się w około, zobaczyłam dziecięce naklejki.                                          
                       Czy ja jestem w szpitalu?
                     
                   Popatrzyłam na brata, który przy mnie siedział. Miał gips na prawej ręce i kilka zadrapań na twarzy. Ale czemu nie ma rodziców? 
                       - Matt, gdzie są rodzice? - spytałam przerażona 
                       Brat nic nie mówił, tylko spuścił głowę.
                       - Nie żyją... Nie żyją, prawda? - powiedziałam zalana łzami.
                       Matt przytulił się do mnie i razem płakaliśmy.

                       Brat nie chciał, abyśmy trafili do domu dziecka. On miał 15 lat, a ja 5. Ciągle gdzieś uciekaliśmy, aby nas nie złapali, bo inaczej przydzieliliby nas do innych sierocińców.
                       Sięgnęłam po telefon i zadzwoniłam do Vanessy. Usłyszałam trzy sygnały, po czym blondynka się odezwała.
                       - Tak, Madd? - spytała
                       - Mój brat... Matt został zamordowany. - wychlipiałam
                       - Co? Jak to? Przecież był w takim miejscu...
                       - Gdzie nikt nie mógłby go zabić? Widzisz, jednak nie ma na ziemi bezpiecznego miejsca. - stwierdziłam.
                       - Przyjść do ciebie, kochanie? - spytała ze smutkiem
                     - Nie, dopiero co się pokłóciłam z Sebą, nie chcę powtórki rozrywki z wczoraj. - łza spłynęła po moim policzku, nie z powodu śmierci brata
                       Sebastian mnie po prostu brutalnie zgwałcił.
                       Los mnie nie rozpieszcza, dlatego mam mocną psychikę i nie leżę w łóżku i nie myślę, jaka to jestem niewinna.  Ja po prostu już to wiem. Ja nic Sebie nie zrobiłam, a on mnie traktuję jak zwykłą dziwkę.

~*~*~
Hej ;) 
Przepraszam, że mnie tak długo nie było, ale nauka...
Ale teraz będę miała więcej czasu, to będzie więcej rozdziałów ;) 
Bardzo proszę o komentowanie, chciałabym wiedzieć ile was zostało.
Całusy ;* 
Do następnego :) 

sobota, 28 lutego 2015

Rozdział 1



                   Otworzyłam lekko oczy i ujrzałam moją miłość, która wstała wcześniej i pewnie cały czas na mnie patrzyła. Vanessa otworzyła usta a potem usłyszałam niemal niesłyszalny szept.
                   - Kocham cię. - uśmiechnęła się blondynka
                   - Ja ciebie też. - odwzajemniłam gest
                   Po chwili nasze usta złączyły się w jedną całość. Nasz pocałunek był tak namiętny i pikantny, że nie można było go opisać. Dotykałyśmy siebie tak, jakby to był nasz ostatni raz, kiedy się widzimy. Nasze ręce przesuwały się od włosów, przez szyję, aż po dół pleców. Pragnęłyśmy więcej. Między naszymi pocałunkami uśmiechałyśmy się do siebie. Doszłoby do czegoś więcej, gdyby nie zadzwonił mój telefon.
                   Odkryłam moje nagie ciało po czym wstałam po mój telefon. Kliknęłam zieloną słuchawkę.
                   - Halo? - spytałam niechętnie.
                   Podeszłam do okna i zaczęłam wpatrywać się w widok przede mną.
                   - Cześć Madd. - usłyszałam głos mojego kolegi, Seby
                   - Po co dzwonisz? - odeszłam spod okna i zaczęłam spacerować po pokoju
                   - Pomóż.
                   - Najpierw powiedz w czym. - przewróciłam oczami
                   - Czy nie możesz po prostu przyjechać? - w jego głosie było słychać irytację
                   - Nie, nie mogę. - kolejny raz przewróciłam oczami
                   - Ugh. Gonią mnie dilerzy. Pomóż, kurwa. - kolega był już lekko zdyszany
                   - Wiesz co? Za wczoraj to, kurwa, nie. - powiedziałam i kliknęłam czerwoną słuchawkę.
                   Nessy lekko się podniosła.
                   - Kto to był? - spytała swoim melodyjnym głosem
                   - Sebastian. - opadłam na łóżko
                   - Kochanie, nie przejmuj się. - dziewczyna pogładziła mnie po policzku
                   Z moich oczu zaczęły spływać łzy, lecz od razu je wytarłam ręką, po czym wstałam z łóżka i sięgnęłam po moje ubrania.
                   - Chcesz kawę? - powiedziałam przez łzy
                   - Tak. - powiedziała ze smutkiem Vanessa
                   Coś zakuło mnie w serce. Nienawidziłam tego tonu. Gdy smutek łapał za jej serce, a mnie rozrywało to od środka. Chociaż już wiele przeszłam, o wiele, wiele więcej niż ona i sprawiło mi to o wiele więcej bólu i smutku, przełożyłabym te uczucia na mnie.
                   Ubrałam majtki, następnie skarpetki i spodnie. Nessy dalej leżała na łóżku i ciągle się we mnie wpatrywała. Gdy nasze spojrzenia się spotkały poczułam ogromną miłość bijącą z jej oczu. Wręcz za takie spojrzenie, które patrzy na mnie codziennie, mogłabym oddać wszystko.
                   Na moje nagie piersi nałożyłam jedynie bluzę, po czym weszłam do kuchni i postawiłam wodę. Sięgnęłam po kawę, a później po filiżanki. Nasypałam kofeinę do porcelany, po czym zalałam wodą. Dodałam po łyżeczce cukru i położyłam w jadalni.
                   Po chwili doszła do mnie Ness. W ciszy piłyśmy kawę, gdy usłyszałyśmy dzwonek do drzwi.
                   Wstałam i poprawiłam bluzę. Otworzyłam drzwi a tam kto stał? We własnej osobie pieprzony Sebastian.
                   W moich oczach mieszało się przerażenie ze smutkiem. Otwarłam usta aby coś powiedzieć, ale nie miałam odwagi.
                   - Wiedziałem, że cię tu znajdę. - wyszeptał ten kurewski drań
                   - Spierdalaj. - prawie zamknęłam drzwi, lecz on je przytrzymał
                   - Czemu mi nie pomogłaś, suko? Hm? - złapał mnie za kołnierz - Pożałujesz tego. - dostałam w brzuch, na skutek czego jęknęłam. - Oj, pożałujesz. Zobaczysz w domu.
                   Odwróciłam się lekko, a za filarem stała Vanessa. Błagam, żeby tutaj nie szła. To sprawa między mną a Sebastianem.
                   Dziewczyna zmierzała w moją stronę. Kurwa, nie. Błagam Boże, niech ona zawróci.
                   - Nie. Błagam nie! - zaczęłam się wyrywać i płakać - Nie podchodź tutaj, błagam!
                   - Zostaw ją! - usłyszałam głos blondynki
                   Za późno.
                   - Znalazła się kolejna odważna. - dostałam dwa ciosy w brzuch - Widzisz co z nią robię? - kolejne dwa ciosy w brzuch. - Może teraz ją obronisz, co?
                   - Nie reaguj. Proszę. - wyszeptałam
                   - Nie traktuj jej jak worek treningowy. - wysyczała dziewczyna przez zęby
                   - Oh. Naprawdę? Patrz. - dostałam w brzuch, znowu
                   - Idź już sobie. Porozmawiamy w domu. - wyszeptałam
                   - Ah, dobrze. Nie zapomnę. - chłopak upuścił mnie, na co ja opadłam na ziemię, a potem wyszedł
                   - Boże, Madd. - powiedziała Ness i podeszła do mnie
                   - Nic... Nic mi nie jest. - powiedziałam cicho i wstałam trzymając się z brzuch.
                   Podeszłam do stolika i usiadłam przy nim. Byłam cała obolała, a jak wrócę do mieszkania, będzie jeszcze gorzej, a jak nie wrócę, to będę martwa i to dosłownie.
                   - Muszę iść. - stwierdziłam
                   - Do niego? Nie ma mowy, nie wypuszczę cię stąd. - powiedziała blondynka i usiadła naprzeciwko mnie
                   - Jeśli tam dzisiaj nie wrócę, to będę martwa. - powiedziałam i wstałam kierując się ku wyjściu.
                   Ubrałam buty i kurtkę, po czym pocałowałam Vanesse i wyszłam z mieszkania.
                   Jak zawsze szłam szarymi ulicami Los Angeles. Tymi bardziej groźnymi, w których roi się od narkotyków. Akurat ja (i ten pieprzony dupek Sebastian) musieliśmy mieszkać na takiej      ulicy. Widziałam grupkę ludzi, która paliła marihuane. Starałam się na nich nie patrzeć, ale się nie udało...
                   - O! Patrzcie! To ta lesba, o której mówił nam Seba! - powiedział jakiś chłopak
                   Na imię Seba się wzdrygnęłam. Ale chwila, chwila... Ja nie jestem żadną lesbą! Jestem osobą biseksualną! A jeśli już, to nie pozwolę, aby nazywali tak Nessy.
                   Podeszłam do nich, ze strachem w oczach. Mam nadzieję, że nie było tego widać...
                   - Nie jestem żadną lesbą. Zapamiętaj to sobie. - wysyczałam przez zęby
                   - Ah, tak? - spytał
                   - Głuchy jesteś? - powiedziałam - No to dobrze słyszałeś - odwróciłam się na pięcie i powoli odchodziłam
                   - Naprawdę? - złapał mnie za rękę i odwrócił - To żeby to udowodnić, ma ci się podobać to.
                   Chłopak pchnął mnie na ścianę jednego z budynków, po czym zaczął rozpinać kurtkę. O kurwa... Nie! Nie ma prawa mnie tak traktować! I nie przy ludziach...
                   Brunet zaczął rozpinać rozporek. Próbowałam się nie drzeć, żeby Seba nie słyszał, ale on nie przestawał i wsunął mi rękę pod spodnie. Dzięki Bogu, że nie pod majtki. Chciałam się wyrwać, ale nie dałam rady. Kurwa mać, gdzie tu jest policja? A może pokaże mu, że daje mi to satysfakcję.
                   - Dalej, dalej no. - odchyliłam głowę by chociaż trochę odwzorować podniecenie i lekko otworzyłam usta
                   Moje kolano było o parę centymetrów od jego krocza. Po chwili się z nim zetknęłam i zaczęłam się o nie pocierać, na co on mnie odepchnął a ja mogłam się doprowadzić do normalnego stanu i pójść w kierunku domu.
                   Weszłam po schodach i otworzyłam drzwi. Ściągnęłam kurtkę z nadzieją, że Sebastiana nie będzie w domu. Nadzieja matką głupich...
                   - Upokorzyłaś mnie! Zapłacisz za to! - krzyknął brunet

~*~
Hej :)
Mam nadzieję, że was nie zawiodłam i, że rozdział wam się spodobał
Na razie trochę będzie nudno, ale akcja się rozkręci ;) 
Jeśli już tutaj jesteś, to proszę dodaj komentarz. Komentarze motywują do dalszej pracy 
           Do następnego ;*      
Bardzo proszę, żeby po przeczytaniu rozdziału dodać komentarz, ponieważ jak patrzę na wyświetlenia, to przy samym tym poście jest 30 wyświetleń, a tylko jeden komentarz, więc proszę o wyrażenie swojej opinii :) 




środa, 25 lutego 2015

Prolog

Weszłam do mojego nowego mieszkania. Chciałam już poznać mojego współlokatora, który przez telefon miał całkiem przyjazny głos. Wyszłam z korytarza i zobaczyłam całe zagracone mieszkanie, a na środku stał jakiś brunet. Po chwili chłopak się odwrócił. W reku trzymał papierosa.
- To ty musisz być Madison. Miło mi. - podszedł do mnie i podał rękę
- Ty jesteś Sebastian? - spytałam nieśmiało
­- Tak, to ja. - chłopak włożył do popielniczki wypalonego papierosa
- To gdzie jest mój pokój?
- Myślisz, że będziesz miała pokój? Masz spać na kanapie. - powiedział z oburzeniem
- To przepraszam bardzo, za co ja płacę? - spytałam lecz po chwili tego pożałowałam
- Nie będziesz się tak zachowywać, nigdy. - chłopak złapał mnie za szyję
- Puść mnie. - wyszeptałam
Chłopak mnie puścił a ja usiadłam na kanapie.
- Do mojego pokoju, już. - wysyczał
Zrobiłam to, co mi kazał, po czym usiadłam na jego łóżku
- Połóż się. - chłopak rozpiął pasek, a potem rozporek
- Nie... - wyszeptałam i zaczęłam się cofać
- A pomyśl, czemu chciałem mieć współlokatorkę? - zaśmiał się i nade mną zawisnął
Chłopak ściągnął ze mnie koszulkę, a ja zaczęłam płakać. Nagle zadzwonił telefon. Dzięki Bogu!
Sebastian wyszedł z pokoju, a ja wstałam z łóżka i założyłam na siebie bluzkę. Popatrzyłam się wokoło czy jest jakaś droga ucieczki. Zobaczyłam balkon. Otworzyłam drzwi i przeszłam przez barierkę, zsunęłam się po daszku i wpadłam w krzaki. Biegłam bez celu płacząc, aż w końcu doszłam do jakiegoś parku. Usiadłam na ławce i próbowałam uformować oddech
- Cześć, jestem Vanessa. - podeszła do mnie jakaś blondynka
- Madison. - uśmiechnęłam się przez łzy
~*~*~

Hej :)
Bardzo dziękuję, że dotarłeś/aś do końca :)
Jeśli już tutaj jesteś to zostaw po sobie ślad
Komentarze zachęcają do dalszej pracy
Do następnego :)